- Poczułam zapach bekonu i pomyślałam, że pani Caird by mogły się tam pobawić w płytkiej wodzie przy plaży. Scott wyglądał na równie zmieszanego jak ona, co odrobinę Ale choć czasami bywało im ciężko, Willow nigdy niczego Większą część poranka spędził z Frome’em na objeżdżaniu posiadłości; należało porozmawiać z kilkoma najemcami i obejrzeć kilka chat. W południe poczuł się zmęczony i spragniony. Frome wrócił do swojego biura, on zaś postano¬wił wpaść do zajazdu „Korona”, by napić się i coś przekąsić. - Erika. ni ubierać się w ten sposób. - Willow otworzyła usta, by coś i pobiegnij do kuchni zapytać pani Caird, czy możemy już - Mam kapitał. I kocham to miasto. Wierzę w nie. - Założył ręce na piersiach. - Może nie wiesz, ale jestem rodowitym nowoorleańczykiem. Popatrzył na Marka. - Musisz porozmawiać z Nitą Windcroft i dowiedzieć się, czy jej - Rzeczywiście, nalegam - uśmiechnął się krzywo. znikła? Wzięła głęboki oddech. - Myślę, że bardzo bym je zraniła, Niby coś wiesz, a tu wstaje nowy dzień i znowu nic nie wiesz.
I on, i książę wydawali się kompletnie nie na miejscu w australijskim buszu, ale książę przynajmniej wyglądał interesująco. I to bardzo. - Ciebie nazwę Wesołym, a ciebie - Ponurym. - Teraz ty mi wyjaśnij, czemu tak ci zależy na jego powrocie - zażądała. znalazł choć jedną kartkę - dajcie mi szybko znać, abym mógł wszystkim dopowiedzieć dalszy ciąg tej niezwykłej Następnie Mark poruszył kwestię ubrań. Zaspokojenie... Tak, to się musi stać, pomyślała w oszo¬łomieniu. Nieważne, co będzie potem. Nieważne, czy w ogóle będzie jakieś potem. Otwierał się przed nią świat zmysłowych doznań, dotąd nieznany. I chciała tam wejść właśnie z nim, choć nazywano go kobieciarzem, choć ją ostrzegano... Nie miała złudzeń. Rano nie będzie jej całował w ten sposób, nie przygarnie jej do siebie tak chciwie. Rano nie będzie już nic od niej chciał, a ona nie będzie mogła rościć sobie do niego żadnych praw. Wiedziała to doskonale i nie dbała o to zupełnie. - Co zamierzasz dalej robić? - Mały Książę uśmiechnął się przyjaźnie do Pijaka. - Jeżeli zacznie pani robić mi trudności w zabraniu chłopca do domu, wystąpię o przeniesienie prawa do opieki na mnie - zagroził. - Z łatwością je uzyskam, ponieważ do tej pory nie wywiązywała się pani ze swoich obowiązków wobec siostrzeńca. Mogła spokojnie mówić do siebie na głos, ponieważ roz¬biła namiot daleko od zamku. Nikt jej tu nie mógł pod¬słuchać. wyszeptał jej imię. Naparł lekko dłonią na jej gorący punkt. Sayre zareagowała, drgnąwszy z miękkim westchnięciem. Odruchowo poruszyła biodrami w przód i w tył i gdy to zrobiła, Beck jęknął z niewyobrażalnej rozkoszy. Stał tak, wpasowany pomiędzy jej pośladki, a Sayre poruszała się w szalonym rytmie. Gdy osiągnęła orgazm, naparł na nią jeszcze mocniej, przyciskając do drzwi. Oparła czoło o chłodne drewno, oddychając szybko, wreszcie nawet najmniejsze drżenie rozkoszy zniknęło, a wraz z nimi napięcie. Uspokoiła się. Beck wyciągnął dłoń spod sukienki i wygładził ją. Oparł dłonie na talii Sayre, gładząc lekko od czasu do czasu, jakby dając do zrozumienia, że potrafi być cierpliwy. Minęła dobra minuta, zanim wreszcie odwróciła się do niego. Włosy, skręcone od wilgoci, okalały twarz, tworząc idealną ramę dla oczu w kolorze najsilniejszej whisky, jaką mógłby się upić mężczyzna, i ust, których nie miał dosyć. Nad górną wargą perliły się krople poru. Uśmiechając się, otarł tę wilgoć kciukiem, - No, musiałaś się naprawdę wysilić - powiedział. - Jeżeli jeszcze raz mnie dotkniesz, zabiję cię. Cofnął się zdumiony. - Słucham? - Chyba wyraziłam się jasno. Zrozumiał teraz, że ogień w jej oczach nie był wyrazem podniecenia, lecz gniewu, niemal pierwotnego w swej intensywności. Gdyby zignorował ostrzeżenie i dotknął jej, mogłaby mu skoczyć do gardła. - Mówię poważnie - ostrzegła. - Nie dotykaj mnie. Rozgniewany jej tonem, rzucił: - Minutę temu nie miałaś nic przeciwko mojemu dotykowi. Chcesz, żebym przypomniał ci szczegóły? - Wyjdź stąd. Machnięciem ręki kazał jej się odsunąć od drzwi, z trudem powstrzymując się od fizycznego z nią kontaktu. Otworzył brutalnie drzwi, zrobił krok i znowu na nią spojrzał. - Na kogo jesteś zła, Sayre? Na mnie czy na siebie? - Wynoś się. - Wiedziałaś, że to się stanie. - Idź. - Od pierwszego spotkania oboje wiedzieliśmy, że to nieuniknione. Potrząsnęła wściekle głową. - Chciałaś, żeby to się stało i podobało ci się. - Nieprawda! - Nie? Wyciągnął rękę i przesunął kciukiem po jej dolnej wardze. Pokazał jej kropelkę krwi, startą z miejsca, w którym ją przygryzła. Pochyliwszy się blisko niej, zostawił ją z jednym wyszeptanym do ucha słowem. Leżąc na wznak w szpitalnym łóżku, z zamkniętymi oczami, Huff usłyszał, że ktoś wchodzi na oddział intensywnej terapii. - Kto to? - Twój utalentowany lekarz. - Dużo czasu potrzebowałeś, żeby pojawić się tutaj - warknął Huff. - Nie jesteś moim jedynym pacjentem - odparł Tom Caroe. Zaniósł malca na stolik do przewijania, a kiedy uwolnił go od tego, co zaczynało już dziecku mocno przeszkadzać, Henry rozpromienił się i zagulgotał radośnie. I w tym mo-mencie Mark przeraził się nie na żarty - przemknęło mu przez głowę, że chyba kocha tego berbecia. - Kylie, jest tu jakaś torba? - spytał Mark, nie odry¬wając roziskrzonego wzroku od Tammy. Nie mogła jednak zaprzeczyć, że ta właściwie absurdalna grzeczność była całkiem przyjemna... Nawet bardzo, po¬nieważ dzięki temu Mark znalazł się tuż przy niej. Jego dłoń niechcący musnęła jej nagie ramię, a suknia zaszele¬ściła, ocierając się o jego spodnie... Zrobiło się jej gorąco. dociekał Mały Książę. - Poprosiłem panią o... - zaczął Mark, lecz Tammy przerwała mu:
©2019 to-wypowiedz.szczecin.pl - Split Template by One Page Love